wtorek, 30 października 2012

Elektrownie jądrowe a huragan Sandy [aktualizacja 31.10. 16:10]

[Aktualizacja - 31.10, 16:10]
  • Dziś o godz. 3:57 czasu wschodnioamerykańskiego (12:57 czasu polskiego) poinformowano o odwołaniu stanu awaryjnego w elektrowni Oyster Creek. Poziom wody w rejonie ujęcia wody chłodzącej spadł poniżej poziomu dla obu najniższych stanów awaryjnych i nadal opada.


[Aktualizacja - 21:31]
Wg aktualnych informacji NRC w ciągu ostatniej doby wystąpiły zakłócenia eksploatacji następujących bloków:

  • Oyster Creek, BWR/2, 652 MWe - w dn. 29.10.2012. o godz. 20:44 czasu wschodnioamerykańskiego* (EDT) ogłoszono alarm z uwagi na przekroczenie przepisowego poziomu wody. Reaktor był odstawiony do przeładunku paliwa. Ponadto z uwagi na złe warunki atmosferyczne awarii uległo 36 z 43 syren alarmowych zawiadamiających ludność o możliwych zagrożeniach.
    Jeszcze o godzinie 20:18 EDT dn. 29.10.2012. zerwane zostało zewnętrzne zasilanie energią elektryczną, układy bezpieczeństwa reaktora zasilane są z pracujących generatorów awaryjnych.
  • Nine Mile Point, blok 1, BWR/2, 642 MWe - automatyczne wyłączenie 29.10.2012 o godz. 21:00 EDT z uwagi na zakłócenie wyprowadzenia mocy (najprawdopodobniej zakłócenie pracy sieci elektroenergetycznej w wyniku burzy). Reaktor wyłączył się automatycznie. Blok pozostaje w gotowości do gorącego rozruchu. Ciepło powyłączeniowe odprowadzane jest z użyciem głównego skraplacza bloku. Blok zasilany jest z sieci. Generatory awaryjne pozostają w gotowości, ale nie pracują.
  • Nine Mile Point, blok 2, BWR/5, 1205 MWe - utrata zasilania zewnętrznego potrzeb własnych bloku linią napowietrzną 115 kV w wyniku silnego wiatru 29.10.2012. o godz. 21:00 EDT. Uruchomiono awaryjny agregat prądotwórczy. Blok pozostaje w normalnej pracy z pełnym obciążeniem. O godz. 03:26 przywrócono normalne zasilanie.
  • Indian Point, blok 3, PWR, 1065 MWe - automatyczne wyłączenie 29.10.2012. o godz. 22:41 EDT z uwagi na wybicie generatora spowodowane zakłóceniami w pracy sieci elektroenergetycznej. Reaktor wyłączył się automatycznie. Blok pozostaje w gotowości do gorącego rozruchu. Odprowadzanie ciepła powyłączeniowego odbywa się normalnie bez wykorzystania układów bezpieczeństwa. Blok zasilany jest z sieci.
  • Peach Bottom, bloki nr 2 i 3, PWR (2 x 1171 MWe) - awaria części (ponad 25%) syren ostrzegawczych wywołana silnym wiatrem 30.10.2012. o godz. 00:30 EDT. Oba bloki pracują normalnie.
  • Salem, blok 1, PWR, 1228 MWe - ręczne odstawienie bloku 30.10.2012. o godz. 01:09 EDT w wyniku wyłączenia 4 z 6 pomp wody chłodzącej skraplacz. Wyjście z pracy pomp spowodowana jest wysokim stanem rzeki oraz zanieczyszczeniami niesionymi z wodą w wyniku złej pogody związanej z huraganem. Ciepło powyłączeniowe z reaktora odprowadzane było normalnie za pośrednictwem wytwornic pary, obiegu wtórnego i skraplacza turbozespołu. Po odstawieniu bloku zatrzymaniu uległy także dwie pozostałe pompy wody chłodzącej skraplacz, skutkiem czego konieczne było przełączenie obiegu wtórnego na zrzut pary do atmosfery. Jest to para wytwarzana w obiegu wtórnym, a więc nie jest ona skażona. Ubytek czynnika w obiegu wtórnym uzupełniany jest na bieżąco pompami wody uzupełniającej.
Drugi blok elektrowni Salem jest obecnie odstawiony do przeładunku paliwa.

---
Jak wynika z powyższego jak do tej pory huragan wpłynął jedynie na konwencjonalne części elektrowni jądrowych. Wszystkie opisane zdarzenia mogłyby mieć miejsce także w elektrowniach konwencjonalnych pracujących przy użyciu obiegu parowego (np. węglowych). Nie wystąpiło żadne zagrożenie radiacyjne, a reaktory wszystkich odstawionych bloków zostały wyłączone zgodnie z procedurami eksploatacyjnymi. Nigdzie też nie wystąpiły trudności z odprowadzaniem ciepła powyłączeniowego.

Informację o aktualnych zgłoszeniach zdarzeń nadzwyczajnych można znaleźć tu: http://www.nrc.gov/reading-rm/doc-collections/event-status/event/en.html
Informacja o bieżącej pracy bloków jądrowych znajduje się tu:
Region dotknięty huraganem to Region 1.

*W chwili obecnej różnica pomiędzy czasem polskim a wschodnioamerykańskim wynosi 5 godzin (w strefie wschodnioamerykańskiej obowiązuje jeszcze czas letni).
-----------------------
[Aktualizacja - 11:00]

Potencjalne zagrożenie związane jest z możliwością zalania silników napędzających pompy wody chłodzącej. Najbardziej zagrożone są pompy wody układu chłodzenia skraplacza, jednak te pompy nie są istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa odstawionego bloku. Potencjalny dalszy wzrost poziomu wody mógłby jednak zakłócić pracę pomp pobierających wodę dla układu chłodzenia basenu wypalonego paliwa jądrowego. W razie całkowitego przerwania chłodzenia woda w basenie byłaby ciągle podgrzewana przez wypalone elementy paliwowe wskutek samorzutnych rozpadów krótkożyciowych produktów rozszczepienia. Jeśli chłodzenie nie zostanie przywrócone a chłodziwo uzupełnione, woda w basenie osiągnąć może temperaturę wrzenia po około 25 godzinach, jednak ewentualne uszkodzenie elementów paliwowych mogłoby nastąpić dopiero po odparowaniu wody w basenie. Operator elektrowni podał jednak informację, że w razie potrzeby do chłodzenia basenu wykorzystana zostanie woda z układu przeciwpożarowego elektrowni.

Poza elektrownią Oyster Creek doszło także do zakłóceń w dwóch innych instalacjach:

  • Blok nr 1 w elektrowni Nine Mile Point w stanie Nowy Jork (BWR, 642 MWe) wyłączył się automatycznie wskutek problemów w układzie wyprowadzenia mocy do sieci elektroenergetycznej. Nie jest jasne, czy zdarzenie ma związek z huraganem, natomiast nie spowodowało ono żadnego zagrożenia.
  • Moc bloku elektrowni Limerick w Pensylwanii (BWR, 1194 MWe) została ograniczona do 91% wartości znamionowej wskutek zakłócenia pracy skraplacza przez trudne warunki pogodowe.
Do chwili obecnej nie ma informacji o jakichkolwiek zdarzeniach powodujących bezpośrednie zagrożenie dla pracowników elektrowni lub okolicznej ludności.
-------
[Post oryginalny]

Mając w pamięci katastrofę w elektrowni Fukushima Dai-ichi wiele osób z niepokojem obserwuje rozwój sytuacji na amerykańskim wschodnim wybrzeżu, które dotykają skutki huraganu Sandy. W mediach, także polskich, pojawiły się już mniej lub bardziej alarmujące doniesienia o "alarmie" w jednej z elektrowni jądrowych.

Ostatni oficjalny komunikat amerykański nadzór jądrowy - Nuclear Regulatory Commission (NRC) - opublikował 29 października 2012 r. o godzinie 21 czasu wschodnioamerykańskiego (czyli o 1 w nocy czasu polskiego - różnica wynosi 5 godzin, gdyż na amerykańskim wschodnim wybrzeżu obowiązuje jeszcze czas letni). Według niego żaden blok jądrowy nie został wyłączony z powodu huraganu.

Dla jednej z instalacji - Elektrowni Oyster Creek - ogłoszono stan podwyższonego zagrożenia określany jako "Alert". Jest to drugi od dołu stan alarmowy w czterostopniowej skali:

1. Notification of Unusual Event - stopień najniższy wskazujący na możliwość potencjalnego nieznacznego pogorszenia bezpieczeństwa pracy bloku.

2. Alert - rzeczywiste lub potencjalne znaczące obniżenie poziomu bezpieczeństwa, mogące prowadzić jedynie do bardzo nieznacznych uwolnień substancji promieniotwórczych.

3. Site Area Emergency - rzeczywiste lub prawdopodobne zagrożenie bezpieczeństwa publicznego, możliwe uwolnienia substancji radioaktywnych nieprzekraczające wytycznych Agencji Ochrony Środowiska (EPA) z wyjątkiem terenu bezpośrednio sąsiadującego z instalacją.

4. General Emergency - zaistniałe lub nieuniknione uszkodzenie lub stopienie paliwa jądrowego w rdzeniu reaktora połączone z potencjalną utratą szczelności jego obudowy bezpieczeństwa, możliwe uwolnienia substancji radioaktywnych przekraczające wytyczne EPA poza terenem bezpośrednio sąsiadującym z instalacją.


Elektrownia Oyster Creek w momencie ogłoszenia stanu alarmowego nie pracowała, aktualnie blok jest odstawiony dla przeładunku paliwa. Elektrownia ta posiada jeden blok z reaktorem wodnym wrzącym o mocy 652 MW. Jest to najstarszy pozostający w eksploatacji jądrowy blok energetyczny w Stanach Zjednoczonych. Wprowadzenie stanu alarmowego podyktowane jest przekroczeniem określonego poziomu wody w punkcie poboru wody chłodzącej bloku.


piątek, 26 października 2012

Atomowe plany


Po wczorajszej wypowiedzi prezesa Polskiej Grupy Energetycznej sugerującej, iż polski program jądrowy nie będzie traktowany priorytetowo, dziś głos w tej sprawie zabrał Prezes Rady Ministrów Donald Tusk. Cytowany przez Polską Agencję Prasową premier zapowiedział, że "dla polskiego rządu energetyka jądrowa i oczywiście inwestycje w gaz łupkowy to są priorytety. Tutaj nic się nie zmieniło. Będziemy rozmawiali z polskimi firmami, co do których mamy przekonanie, że powinny i w jednym i w drugim przedsięwzięciu uczestniczyć".

Warto przy tym przypomnieć, że wprowadzenie energetyki jądrowej do bilansu energetycznego jest jednym z głównych celów obowiązującej w Polsce polityki energetycznej.

Tymczasem swoje plany atomowe precyzuje także kraj prowadzący obecnie najszybszy rozwój energetyki jądrowej - Chińska Republika Ludowa. Jak informuje portal World Nuclear News rząd chiński przyjął nowe plany rozwoju energetyki jądrowej oraz zapewnienia bezpieczeństwa jądrowego opracowane z uwzględnieniem wniosków z katastrofy w Fukushimie. Bezpośrednio po wydarzeniach w Japonii władze ChRL zawiesiły wydawanie licencji na nowe instalacje do czasu wypracowania odpowiednich zaleceń. Obecnie, zgodnie z oświadczeniem szefa rządu, proces zostanie wznowiony i kraj stopniowo powróci do pełnoskalowego rozwoju energetyki jądrowej w ramach kolejnych planów pięcioletnich. Jeszcze ramach aktualnego 12. Planu Pięcioletniego (2011-2015) każdego roku ma być zatwierdzana budowa "niewielkiej liczby" nowych bloków. Choć nie podano dokładnych liczb, zapowiedź tę odczytywać należy w kontekście wcześniejszego tempa rozbudowy chińskiej energetyki jądrowej - w roku 2009 rozpoczęto budowę dziewięciu nowych bloków, a w 2010 - dziesięciu. Ważną decyzją podjętą w ramach zweryfikowanej polityki jest też stosowanie w nowych blokach jedynie reaktorów co najmniej III generacji.

Obecnie w Chinach pracuje 16 jądrowych bloków energetycznych, a kolejnych 26 jest w różnych stadiach budowy. W zeszłym roku chińska energetyka jądrowa wytworzyła 87,4 TWh energii elektrycznej (dla porównania cała polska energetyka wyprodukowała nieco ponad 163 TWh), co jednak stanowiło zaledwie 1,85% całkowitej produkcji energii elektrycznej w ChRL (wg danych Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej - http://www.iaea.org/pris/CountryStatistics/CountryDetails.aspx?current=CN).


Artykuł WNN zilustrowano ciekawym zdjęciem przedstawiającym montaż górnej części stalowej obudowy bezpieczeństwa reaktora bloku Changjiang-1. Stalowa obudowa stanowi jedną z barier bezpieczeństwa zapobiegających wydostaniu się materiałów radioaktywnych poza obiekt w wypadku ciężkich awarii. Na zdjęciu widoczne są też zewnętrzne ściany budynku reaktora wykonane ze zbrojonego betonu - jedną z ich funkcji jest ochrona reaktora przed działaniem czynników zewnętrznych. Przedstawiony na fotografii blok wyposażony jest w chińskiej konstrukcji reaktor wodny ciśnieniowy (PWR) typu CNP-600 reprezentujący II generację i będzie osiągał moc elektryczną brutto 650 MW.

czwartek, 25 października 2012

Awaria w EJ Kozłoduj - aktualizacja

Zgodnie z opublikowanym przez Elektrownię Jądrową Kozłoduj komunikatem blok nr 6 został ponownie uruchomiony wczoraj o godzinie 11:08. Tym samym postój w wyniku usterki układu sterowania turbozespołu potrwał niewiele ponad jedną dobę, co potwierdza, że zdarzenie określane mianem awaryjnego nie musi mieć żadnych poważnych ani długofalowych skutków.

Komunikat w języku bułgarskim dostępny tutaj: 

wtorek, 23 października 2012

Awaria w EJ Kozłoduj


Dziś rano, o godz. 9:24 czasu lokalnego, doszło do wyłączenia bloku nr 6 Elektrowni Jądrowej Kozłoduj w Bułgarii. Awarii uległ układ sterowania turbogeneratora, a więc usterka zaistniała w niejądrowej części bloku. W wyniku awaryjnego zatrzymania turbozespołu automatycznemu wyłączeniu uległ zainstalowany w bloku reaktor typu WWER-1000. Zgodnie z podanym komunikatem nie zaobserwowano podwyższonych poziomów promieniowania - co zresztą jest w pełni oczywiste, jako że usterce uległa konwencjonalna część instalacji. Autmatyczne wyłączenie reaktora będącego źródłem energii dla turbiny parowej jest naturalną konsekwencją odstawienai turbiny i świadczy o prawidłowej pracy układów zabezpieczeniowych bloku.

O zdarzeniu poinformowały polskie portale internetowe powołując się na informację PAP. Nie ustrzegły się one przy tym od błędów - podano bowiem (np. serwisy internetowe Newsweeka i Polskiego Radia), iż do awarii doszło "w konwencjonalnej części reaktora" - co jest nie tylko nieprawdą (do awarii doszło z dala od reaktora), ale też sformułowaniem bezsensownym z technicznego i logicznego punktu widzenia (nie ma bowiem czegoś takiego jak "konwencjonalna część reaktora" - reaktor z definicji jest sercem "części jądrowej"). Ze względu na ten sam błąd występujący w różnych serwisach można przypuszczać, że jest on wynikiem nieudolnego tłumaczenia anglojęzycznego komunikatu (który mówi o "conventional part of the unit" czyli "konwencjonalnej części BLOKU") przy tworzeniu oryginalnego tekstu polskiego (zapewne w agencji prasowej). 

Wedle polskich serwisów nie zaobserwowano też "wycieku radioaktywnego" - doświadczenie wskazuje, że podstawową obawą polskich mediów jest zawsze możliwość "wycieku", choć nie jest sprecyzowane co dokładnie miałoby wyciekać. W rzeczywistości potencjalne (hipotetyczne) zagrożenie związane ze skażeniem środowiska ma związek z możliwością wydostania się z reaktora izotopów promieniotwórczych, co jednak wcale nie musi mieć charakteru jakiegokolwiek wycieku. W znanych wypadkach jądrowych bywały to raczej uwolnienia gazów i pyłów, a używanie słowa wyciek to ponownie efekt niezbyt trafnego tłumaczenia terminologii angielskiej.

Zdarzenie to, podobnie jak znakomita większość zdarzeń o charakterze awaryjnym w jądrowych blokach energetycznych, nie ma nic wspólnego z jądrowym charakterem instalacji. Takie same usterki występują także w blokach konwencjonalnych - warto zauważyć, że polskie bloki węglowe wykorzystują technologię niemal identyczną z konwencjonalną częścią siłowni jądrowych. Jednak w przypadku bloków jądrowych o zdarzeniach tych niemal bez wyjątku informują media - w przeciwieństwie do usterek bloków konwencjonalnych - co stwarzać może mylne wrażenie, że bloki jądrowe są szczególnie awaryjne. 

Warto przy tym odnotować, że nawet błahe awarie w części niejądrowej elektrowni jądrowych stają się przedmiotem postępowań wyjaśniających nadzorowanych przez państwowe organy nadzoru jądrowego. O wszczęciu stosownego postępowania powiadomiła już EJ Kozłoduj.

Oficjalny komunikat elektrowni dostępny jest tu: 

(niestety na razie tylko w języku bułgarskim, aczkolwiek powinien być też zrozumiały dla osób władających językiem rosyjskim).

Jego tłumaczenie na język angielski dostępne jest na stronie bułgarskiej agencji informacyjnej: http://www.focus-fen.net/?id=n290670
---

Elektrownia Jądrowa Kozłoduj jest jedyną elektrownią jądrową w Bułgarii. Obecnie pracują w niej dwa bloki o mocy po 1000 MW brutto wyposażone w radzieckiej konstrukcji reaktory wodne ciśnieniowe typu WWER-1000, które zostały przekazane do eksploatacji w latach 1987 oraz 1991. Na terenie zakładu znajdują się także cztery wyłączone już mniejsze bloki z reaktorami WWER-440. W zeszłym roku elektrownia wytworzyła 16,3 TWh energii elektrycznej - 32,6% energii elektrycznej wyprodukowanej w Bułgarii.

Ciekawostką jest, że w elektrowni tej w 2006 r. szkolenie odbywała grupa polskich studentów i nauczycieli akademickich z Politechniki Warszawskiej.

niedziela, 14 października 2012

Camping w cieniu reaktora

W zeszłym tygodniu uwagę mediów przyciąnął protest zorganizowany przez Greenpeace w szwedzkich elektrowniach jądrowych. Działaczom nie tylko udało się przedostać na teren dwóch z trzech elektrowni (Forsmark i Ringhals), ale w przypadku EJ Ringhals zdołali uniknąć schwytania i usunięcia przez 27 godzin. Członkowie organizacji natychmiast ogłosili, że świadczy to dobitnie o niskim poziomie bezpieczeństwa szwedzkich elektrowni jądrowych i zażądali ich natychmiastowego zamknięcia. Jeden z nich, Lauri Myllyvirta, opublikował na stronie internegowej szwedzkiego oddziału Greenpeace całą listę zarzutów i niedomagań, jakie - w jego opinii - ujawniła akcja (i innych przy okazji). Warto przyjrzeć jej się tym zarzutom bliżej.

Według działacza demonstracja dowiodła, że "zastraszająco łatwo jest uzyskać dostęp do układów odpowiadających za zasilanie systemów chłodzenia reaktora.", podczas gdy "badania przeprowadzone przez UE ujawniły, że w niektórych szwedzkich reaktorach utrata zasilania może doprowadzić do wypadku jądrowego  już w ciągu jednej godziny".

Aby odpowiedzieć na ten zarzut należy najpierw przeanalizować trzy kwestie: po pierwsze czemu służy awaryjne chłodzenie reaktora, po drugie gdzie znajdują się i jak są zasilane systemy zapewniające zasilanie tych układów, a po trzecie dokąd rzeczywiście dotarli działacze Greenpeace.

Zasadniczo układy awaryjnego chłodzenia reaktora mają za zadanie odprowadzanie z reaktora ciepła powyłączeniowego, tj. ciepła powstającego w wyniku samorzutnego rozpadu produktów rozszczepienia uranu. Moc wytwarzana w ten sposób przez reaktor szybko maleje po jego wyłączeniu, ale w większości reaktorów wymaga ona zapewnienia zewnętrznego chłodzenia dla zapobieżenia przegrzaniu paliwa i potencjlanie groźnemu uszkodzeniu reaktora. Ponieważ kwestia jest kluczowa z punktu widzenia bezpieczeństwa, każda pracująca dziś elektrownia jądrowa wyposażona jest w liczne układy mające odprowadzić ciepło z wyłączonego reaktora - zarówno podczas normalnych odstawień bloku, jak i w sytuacjach awaryjnych.

W normalnych warunkach układy odprowadzania ciepła powyłączeniowego zasilane są z zewnętrznej sieci elektroenergetycznej, do której elektrownia jest podłączona - nie tylko jako wytwórca energii, ale także jako jej odbiorca. W wielu przypadkach linii łączących elektrownię z siecią jest kilka. Na wypadek przerwania tych połączeń większość elektrowni wyposażona jest także w lokalne systemy wytwarzania energii (oparte o silniki wysokoprężne lub turbiny gazowe) na potrzeby ogólnej sieci zakładowej. To jeszcze nie ma nic współnego z układami bezpieczeństwa.

Same układy bezpieczeństwa natomiast, tj. te, które mają zapewnić chłodzenie reaktora w sytuacji awarii któregoś (lub wszystkich) układów pracujących normalnie, zasilane są z niezależnych systemów elektrycznych z przypisanymi doń generatorami prądotwórczymi. Generatory te posiadają zdolnosć niezwykle szybkiego rozruchu (typowo 15 sekund od polecenia rozruchu do osiągnięcia pełnej mocy rzędu kilku megawatów - i jest to procedura regularnie sprawdzana) i znajdują się w budynku reaktora lub jego bezpośrednim sąsiedztwie, w pomieszczeniach dobrze chronionych (czasami podziemnych). Systemy bezpieczeństwa podzielone są przy tym na kilka (typowo 3 lub 4) podukładów, które pracują od siebie całkowicie niezależnie - są w pełni izolowane fizycznie (np. lokalizowane z różnych stron reaktora) i elektrycznie tak, by awaria jednego z nich w żaden sposób nie wpływała na pracę pozostałych. Każdy z nich osobno wystarcza dla odprowadzenia ciepła powstającego w reaktorze. W ramach każdego z tych podukładów istnieje też kilka różnych systemów chłodzenia (tj. o różnych zasadach działania), reagujących w zależności od przebiegu rozwoju awarii. W nowoczesnych blokach coraz częściej niektóre z nich w ogóle nie wymagają zasilania elektrycznego przez określony czas (nawet do 72 godzin) - są to tzw. systemy pasywne.

I teraz rzecz kluczowa dla oceny zdarzeń w Szwecji - dokąd dostali się działacze Greenpeace? Otóż wedle dostępnych informacji dostali się tylko na teren elektrowni, ale nie sforsowali zabezpieczeń do żadnego budynku. Elektrownia to oczywiście duży obiekt i należy do niej spory teren wokół i pomiędzy budynkami technologicznymi. Oczywiście i ten teren jest ogrodzony, a dostęp doń jest kontrolowany, ale sforsowanie tych zabezpieczeń nie skutkuje jeszcze niczym groźnym. Co bowiem mogą uczynić osoby tam się znajdujące? Mogą z pewnością zakłócić pracę elektrowni czy doprowadzić do jej wyłączenia poprzez atak na jakiś zewnętrzny element, np. układ wyprowadzenia mocy (linie elektroenergetyczne wyprowadzone z elektrowni). Mogą też na tej samej zasadzie zerwać połączenie elektrowni z siecią zewnętrzną. Tyle że obie te rzeczy można zrobić w ogóle na teren elektrowni nie wchodząc, bo energia jest doprowadzana i wyprowadzana z elektrowni liniami napowietrznymi, które z założenia nie mogą być ściśle chronione przed dostępem z zewnątrz (zresztą podstacja sieciowa jest na ogół na zewnątrz terenu elektrowni). Z tego punktu widzenia wchodząc na teren elektrowni działacze (ani potencjalni terroryści) nie zyskują nic (poza mimo wszystko wyższym prawdopodobieństwem schwytania i trudniejszą ucieczką).

Oczywiście przebywając na terenie elektrowni można spowodować szkody materialne dla jej operatora. Być może nawet uniemożliwiające pracę zakładu przez jakiś czas (np. uszkadzając układ chłodzenia skraplacza turbozespołu). Tyle że takie szkody nie mają żadnego związku z jądrowym charakterem instalacji, to samo (i z takim samym skutkiem) można uczynić w dowolnej elektrowni konwencjonalnej.

Co zaś się tyczy układów awaryjnego chłodzenia reaktora - do nich działacze Greenpeace w sensie praktycznym nawet się nie zbliżyli. W sensie fizycznym mogli do nich nawet podejść względnie blisko. Działaczka Greenpeace Isadora Wronski powiedziała szwedzkiemu radiu, że udało jej się znaleźć "75 metrów od reaktora nr 1". Nie wspomniała jednak, że kilka spośród tych 75 metrów wypełnione jest betonem zbrojonym prętami o średnicy kilkunastu-kilkudziesięciu cm - ściana obudowy bezpieczeństwa większości reaktorów projektowana jest bowiem na wytrzymanie zarówno potencjalnych zdarzeń wewnętrznych, jak i ataków zewnętrznych - z rozbijaniem na nich samolotów włącznie. W tym kontekście nie ma znaczenia, czy działacze (albo potencjalni złoczyńcy) są od reaktora 50 m czy 5 km. Są zresztą elektrownie, gdzie reaktor stoi bliżej ogrodzenia zewnętrznego terenu elektrowni i drogi publicznej, niż znalazła się pani Wronski (np. EJ Leibstadt w Szwajcarii, można łatwo sprawdzić na Google Maps). W związku z powyższym stwierdzenie działaczki, że "jest (...) niezwykle dziwne, że jako zwykła osoba, bez żadnej szczególnej wiedzy, w nieszczególnej kondycji i bez żadnego specjalnego sprzętu, mogę dostać się w tak ważne miejsce" świadczy w istocie tylko o braku tej szczególnej wiedzy i niczym więcej.

W istocie w wielu elektrowniach jądrowych podejście do ochrony terenu elektrowni (a nie jej obiektów!) jest właśnie takie: nie bronić przesadnie prób sforsowania ogrodzenia, tylko je wykrywać i łapać intruzów. Tak jest nie tylko w Szwecji, ale też np. Szwajcarii. Elektrownie jądrowe są tam ogrodzone w zasadzie podobnie jak inny duży zakład przemysłowy, pojedynczym płotem z drutem kolczastym. Ale kontrola dostępu, weryfikacja danych, przeszukiwanie i inne podobne procedury są tam realizowane w miejscu wejścia do budynku, a nie na teren (o tych procedurach napiszę zresztą co nieco następnym razem). Są też jednak kraje, w których procedury są inne. Takim krajem są Czechy. Elektrownia w Temelinie otoczona jest podwójnym pierścieniem wysokich płotów, przypominających raczej obóz koncentracyjny niż zakład przemysłowy, a nawet grupy zapowiedzianych (i sprawdzonych przez kontrwywiad) gości oprowadzane są w towarzystwie uzbrojonych strażników. Jak będzie w Polsce? To oczywiście określą stosowne przepisy. Zapewne bezpieczniejszy jest model czeski. Przy czym warto podkreślić - bezpieczniejszy z punktu widzenia PR, a nie zagrożeń dla elektrowni i jej otoczenia.

----
Cytaty wypowiedzi działaczy Greenpeace za:
1. 'I have been here for 27 hours': anti-nuke activist. The Local - Sweden's News in English, 10 października 2012. [http://www.thelocal.se/43726/20121010/].
2. L. Myllyvirta, 27 hours on the Swedish nuclear power plant Ringhals. Serwis internetowy Greenpeace Sverige, 10 października 2012. [http://m.greenpeace.org/sweden/se/high/nyheter/blogg/lauri-revealed-himself-after-being-hidden-in-/blog/42519/]

poniedziałek, 8 października 2012

Atom - a po co nam to?



W dyskusji o energetyce jądrowej, tak samo jak w przypadku każdego dużego projektu infrastrukturalnego, kluczowe jest zasadnicze pytanie: po co? Nie ulega wątpliwości, że energetyka jądrowa jest tematem wzbudzającym duże emocje, można rzec – kontrowersyjnym. Przy tym kontrowersyjnym zupełnie niewspółmiernie do wpływu, jaki przyszłe elektrownie będą miały na zwykłego mieszkańca Polski. Dla zbudowania nawet jednego energetycznego reaktora jądrowego konieczne będą długotrwałe przygotowania o charakterze instytucjonalnym, infrastrukturalnym, społecznym. Choćby kampania, której częścią jest ten serwis. Jest wiele projektów i decyzji, jakie władze państwowe podejmują niemal codziennie, których bezpośrednie przełożenie na życie codzienne jest większe (i dużo szybsze), a które takich kontrowersji nie wywołują i szeroko zakrojonych przygotowań nie wymagają. Energetyka jądrowa jest tu całkiem wyjątkowa. Jaki jest zatem sens zamierzonego wchodzenia na to „pole minowe”? Od rewolucji przemysłowej Polska radziła sobie bez atomu – czy nie może tak być dalej?

Odpowiedź jest prosta – oczywiście może. Polska zbudować elektrowni jądrowej nie musi, a krajowa gospodarka się od tego nie zawali ani dziś, ani jutro, a być może nawet pojutrze. Niemniej warto przyjrzeć się korzyściom, jakie z budowy i eksploatacji elektrowni jądrowych odniesiemy.

Zagadnienie to nie jest wcale łatwe. Przy podejmowaniu życiowych decyzji, ale także decyzji politycznych, kierujemy się na ogół chęcią odniesienia jakichś zauważalnych korzyści. A zauważalność korzyści jest tym większa, im bardziej natychmiastowy rezultat. Na przykład budowa autostrady, nawet mimo wszelkich opóźnień jakich programy drogowe doznają w naszym kraju, jest projektem o jasnych do przewidzenia pozytywnych skutkach w relatywnie niedługim horyzoncie czasowym. Z elektrownią jądrową sprawa ma się jednak inaczej. Na poważnie zaczęto rozważać reaktywację w Polsce programu jądrowego co najmniej 7 lat temu. Mimo to przekazania pierwszej elektrowni do eksploatacji nie możemy oczekiwać przed rokiem 2023, czyli w niemal dwie dekady później. A to jest dopiero początek drogi, do tego momentu skutków bezpośrednich ten projekt nie przyniesie (wyjąwszy ogólne korzyści wynikające z realizacji w kraju dużego projektu infrastrukturalnego). Następnie nastąpi okres eksploatacji – dzisiejsze bloki liczone są na 60 lat. Potem zakończenie eksploatacji, rozbiórka obiektu… Razem perspektywa bez mała stuletnia. Jak przewidzieć wpływ jaki przez cały ten okres będzie miała elektrownia jądrowa na naszą gospodarkę, jeśli najlepsi nawet ekonomiści nie potrafią dziś przewidzieć rozwoju wypadków na rynkach światowych (w tym rynku energii) na kilka lat naprzód? Spojrzenie wstecz jest równie pesymistyczne. 100 lat temu Polski nie było nawet na mapie świata. Podobnie np. realizującej dziś program rozwojowy energetyki jądrowej Finlandii. Jak zatem w takich warunkach uzasadniać pożytek z budowy elektrowni?





Paradoksalnie ta właśnie niepewność co do przyszłości i jej nieprzewidywalność może być tu najlepszym argumentem. Wprowadzenie do krajowego bilansu energetycznego energii jądrowej skutkuje bowiem dywersyfikacją wykorzystywanych źródeł, a co za tym idzie – lepszą elastycznością w dostosowywaniu się do niepewnej przyszłości. A tego, że przyszłość przyniesie zdarzenia nieprzewidziane, możemy być pewni.





Polska energetyka wymaga znaczącej transformacji, to nie ulega wątpliwości. Struktura wytwarzania, w której przeszło 90% energii elektrycznej powstaje z węgla jest nie do utrzymania z przeróżnych względów: ekologicznych, politycznych, ekonomicznych… Jednocześnie przestawienie się w 100% na źródła odnawialne – jakkolwiek z zasady pożądane – jest (przynajmniej dziś) niewykonalne. Najpowszechniej wykorzystywane technologie energetyki odnawialnej – oparte o energię wiatru i promieniowania słonecznego – nie gwarantują po prostu ciągłości dostaw energii. Z kolei podaż biomasy jest daleko niewystarczająca, by stanowiła ona główny składnik bilansu. Nie widać też dziś technologii, które w pełni rozwiązałyby te problemy. Dlatego kopaliny jeszcze przez wiele dziesięcioleci pozostaną kluczowym składnikiem bilansu energetycznego większości krajów świata (z nielicznymi szczęśliwymi wyjątkami, takimi jak np. korzystnie położona Norwegia).





Jeśli chodzi o kopaliny wybór nie jest wielki. Zasadniczo wykorzystywać można ropę i jej pochodne, gaz ziemny, węgiel i paliwa jądrowe. Każde z tych paliw ma swoje wady i zalety, stosowanie określonych paliw wpływa także na dobór technologii energetycznych o różnych charakterystykach eksploatacyjnych – i te technologie też mają zalety i wady. Już tylko ten czynnik wystarczy dla promowania dywersyfikacji. Jednak istnieje jeszcze ważniejszy powód dla zdywersyfikowania źródeł energii, a ściślej mówiąc: ograniczania udziału dowolnego pojedynczego źródła.





Popatrzmy na historię, całkiem niedawną. Rynek paliw naftowych i gazowych został poważnie zakłócony przynajmniej trzykrotnie: podczas dwóch kryzysów naftowych, jak również w ubiegłej dekadzie (w której kryzys wykroczył daleko poza obszary gospodarki paliwowej). Energetyka węglowa, która przez przeszło pół wieku wydawała się rozwiązaniem najbardziej stabilnym, została wywrócona do góry nogami porozumieniami dotyczącymi ograniczania emisji gazów cieplarnianych. Także energetyka jądrowa doznała poważnych wstrząsów przynajmniej dwukrotnie – w latach 80. w wyniku katastrofy czarnobylskiej i awarii w Three Miles Island oraz niedawno w wyniku zdarzeń w Japonii. To wszystko były wydarzenia o charakterze nagłym (przynajmniej z punktu widzenia planowania polityki energetycznej) i co najmniej trudnym do przewidzenia. Jednocześnie ich skutki dla kraju, którego energetyka jest zbytnio uzależniona od danego źródła, są bardzo poważne. Wystarczy wymienić kompletną transformację jaką musi przejść polska energetyka w wyniku wdrożenia wspólnotowego systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2, czy też sytuację w jakiej znalazła się Japonia w wyniku czasowego wyłączenia wszystkich posiadanych bloków jądrowych. Tego rodzaju kryzysy w energetyce szkodzą zaś całej gospodarce i nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że należy ich unikać. W przyszłości będzie to jeszcze bardziej istotne, jako że zależność naszej gospodarki od energii elektrycznej (i jej cen) będzie tylko wzrastać.

Niestety cały problem polega na tym, że tego rodzaju zdarzeń przewidzieć się nie da. Projektantom Elektrowni Bełchatów w najczarniejszych snach nie pojawiły się żadne ograniczenia emisji obojętnego – jak się wtedy zdawało – CO2. Projektanci włoskich bloków jądrowych też nie mieli pojęcia o tym, że w Związku Radzieckim dojdzie do katastrofy, która doprowadzi do zamknięcia całej energetyki jądrowej w Italii. Kryzysów naftowych także przewidzieć się nie udało (co nie zaszkodziło może energetyce, za to w spektakularny sposób wywróciło sztandarowy europejski program samolotu Concorde). Trudno zatem oczekiwać, by zmieniło się to w przyszłości. Niedawne doświadczenia wskazują, że jeśli nasze zdolności przewidywania wydarzeń rynkowych podlegają w ogóle jakimkolwiek zmianom, to raczej na gorsze…

W tym kontekście wprowadzenie paliw jądrowych do krajowego bilansu energetycznego, obok – ale nie zamiast! – innych jego składników: energii odnawialnej, węgla czy gazu, da zatem poprawę naszego bezpieczeństwa w przyszłości. Lepszą ochronę przed tym, czego przewidzieć się nie da. Oczywiście, może się zdarzyć, że przyszłe zdarzenia wpłyną negatywnie akurat na energetykę jądrową. Nie można zagwarantować, że w roku 2080 jej opłacalność będzie nadal taka jak dziś. Za duży wpływ mają tu zdarzenia nieprzewidziane – tak rynkowe, jak i polityczne. Można jednak zgodnie z prawami prawdopodobieństwa i statystyki, ale także zwykłego zdrowego rozsądku stwierdzić, że zwiększenie liczby filarów, na których opiera się nasza energetyka – a co za tym idzie i cały przemysł – złagodzi potencjalne skutki załamania się jednego z nich. Mówiąc obrazowo - im więcej stół ma nóg, tym mniej się chwieje po połamaniu jednej z nich.

Dodatkowym atutem będzie tu dość duża wzajemna niezależność wykorzystywanych przez Polskę źródeł energii. Węgiel, choć obciążony dużym ryzykiem politycznym i kosztami środowiskowymi – mamy własny. Nawet jeśli dziś Polska jest importerem netto tego paliwa, to nie dlatego, że własnego węgla nie posiada, tylko dlatego że dziś tak bardziej się opłaca. Jeśli chodzi o gaz – uzależnieni jesteśmy od dostaw zagranicznych, choć trwają działania na rzecz dywersyfikacji źródeł. Również paliwo jądrowe będzie trzeba zapewne importować, ale z zupełnie innych kierunków, co zmniejsza podatność zdywersyfikowanej energetyki na wydarzenia w konkretnym rejonie świata. Warto przy tym podkreślić, że kraje, z których pozyskiwany jest znaczny udział wykorzystywanego przez ludzkość rozszczepialnego uranu jakimi są Kanada i Australia, to nie tylko kraje charakteryzujące się dużą stabilnością polityczną, ale wręcz państwa powiązane z Polską sojuszem obronnym, czego z pewnością nie można powiedzieć o źródłach gazu czy ropy. Dodatkowo paliwo jądrowe doskonale nadaje się do magazynowania, a elektrownia jądrowa – jako jedyna – po „zatankowaniu” może funkcjonować bez żadnych dostaw paliwa przez co najmniej rok (dziś coraz częściej 1,5 lub nawet 2 lata).

Nie znaczy to, że energetyka jądrowa sama w sobie jest lekarstwem na całe zło. Nieprzewidziane zdarzenia mogą dotknąć i tę gałąź przemysłu, również tutaj przyszłe zdarzenia ekonomiczne, decyzje polityczne, katastrofy naturalne, czy wręcz odkrycie nowych zjawisk (patrz przykład globalnego ocieplenia) mogą kiedyś doprowadzić do ograniczeń, tak jak dziś dzieje się w przypadku węgla. Dlatego nie można popadać z jednej skrajności – węglowej, w drugą – atomową. Ale takich planów w Polsce nie ma. Zgodnie z rządowymi planami powstać ma kilka dużych bloków, które staną się ważnym, ale nie dominującym elementem naszej energetyki. Jej dodatkowym filarem, który utrudni wywrócenie całej opierającej się na energetyce gospodarki. I z tego punktu widzenia zainwestować w atom warto, nawet jeśli za 100 lat stwierdzimy, że finansowo się to nie opłaciło. Wszak z takiego punktu widzenia i polisa ubezpieczeniowa się „nie opłaca”, a jednak miliony ludzi usługi takie wykupują. Nie ma powodu, by państwo miało postępować inaczej.

Poznaj Atom - subiektywnym okiem młodego inżyniera.

Witam serdecznie na nowym blogu kampanii Poznaj atom. Porozmawiajmy o Polsce z energią!

Celem tego bloga ma być utworzenie nowej platformy wymiany informacji o charakterze odmiennym od głównego portalu Kampanii „Poznaj Atom”. Z założenia będzie to blog autorski, a więc materiały będą wyrażały subiektywne poglądy autorów – znanych przy tym z imienia i nazwiska, a nie tylko jakąś jedynie słuszną linię kampanii. Planuję przy tym , że w miarę rozwoju bloga grono autorów będzie się powiększać. Jeśli chodzi o treść, podstawowym celem jest oczywiście przekazywanie informacji – przy tym w sposób przystępny, adresowany przede wszystkim do czytelnika bez specjalistycznego wykształcenia technicznego (a przynajmniej spoza branży jądrowej). Poza tym ukazywać się będą szersze materiały o charakterze felietonów, mające za zadanie rzucić światło na konkretne problemy związane z energetyką jądrową (poczynając od zasadniczego pytania „a po co nam to?”), a jednocześnie wywołać dyskusję. Chciałbym bowiem nawiązać dyskusję z osobami, które takiej możliwości oczekują. Także z tymi, którzy obawiają się atomu, chcieliby zadać pytania i rozwiać wątpliwości. Wydaje mi się, że formuła bloga to umożliwi.
Nie łudzę się, że poprzez prowadzonego przeze mnie bloga uda się przekonać do energii jądrowej wszystkich jego Czytelników, zresztą zupełnie nie o to mi chodzi. Istnieją argumenty przemawiające za budową elektrowni jądrowej w Polsce, istnieją też całkiem rzeczowe argumenty przeciwko niej, o nich zresztą też będę pisał. Elektrownie jądrowe to nie są zakłady pozbawione wad – takich cudów w technice nie ma. Ja osobiście uważam, że w naszej konkretnej sytuacji zalety przeważają, ale ocena zależy od wagi jaką przywiązuje się do poszczególnych cech takiej inwestycji. Kluczowe jest jednak by opinię wyrabiać sobie na podstawie informacji poprawnych merytorycznie – chciałbym w tym pomóc. Może uda mi się kogoś przekonać do moich poglądów. Może ktoś przekona mnie – tego też wykluczyć nie mogę, w końcu siadanie do dyskusji z założeniem, że na pewno nie zmieni się poglądów, nie ma sensu. Grunt, żeby operować rzeczowymi argumentami
W tym miejscu należy się Czytelnikom jedno wyjaśnienie. Komentarze na blogu będą podlegały moderacji, jednak nie ma to na celu stosowania jakiejkolwiek cenzury. Odrzucane będą tylko  ewentualne komentarze obraźliwe lub niezgodne z obowiązującym prawem – choć liczę, że takie się nie pojawią. Przepraszam też z góry za opóźnienia w akceptacji komentarzy, jednak ponieważ jest to przedsięwzięcie o charakterze autorskim, to dopasowane też musi być do mojego kalendarza.

 Oczywiście otwarty jestem także na sugestie Czytelników – zachęcam do przesyłania propozycji tematów, jakimi należałoby się zająć (jak również udoskonaleń w formie bloga). Postaram się do nich jak najlepiej dopasować.

Życzę przyjemnej lektury!                   
Adam Rajewski