poniedziałek, 7 stycznia 2013

Koreański wykonawca dla polskiej EJ?

Wczoraj w godzinach popołudniowych serwis internetowy anglojęzycznego koreańskiego dziennika The Korea Times zamieścił informację dotyczącą polskiego programu jądrowego (i przy okazji gazu łupkowego). Dziennik cytuje przy tym wypowiedź Ambasadora RP w Republice Korei Krzysztofa Majki. Ambasador wyraził pogląd, że polski program jądrowy "powinien być obszarem żywotnego zainteresowania dla KEPCO, Doosanu i innych firm" i ocenił, że "Korea jest wiodącym dostawcą kompletnych instalacji jądrowych".

KEPCO, czyli Korean Electric Power Corporation jest największą grupą energetyczną w Korei Południowej. Kontrolowana przez skarb państwa firma jest zarówno wytwórcą energii (w szczególności, poprzez spółkę zależną Korea Hydro & Nuclear Power jest właścicielem wszystkich południowokoreańskich bloków jądrowych), jak i dostawcą technologii.
 
Obecnie KEPCO oferuje na rynek międzynarodowy bloki z własnej konstrukcji reaktorami wodnymi ciśnieniowymi typu APR-1400. Stanowią one ewolucyjne rozwinięcie poprzednich reaktorów OPR-1000, które z kolei opracowano na podstawie doświadczeń z wcześniejszym wykorzystaniem technologii amerykańskiej (Westinghouse) i francuskiej (Framatome). Budowę pierwszych bloków z reaktorami APR-1400 rozpoczęto w EJ Shin Kori w 2008 roku, przekazanie do eksploatacji oczekiwane jest w roku bieżącym. Obecnie w Korei Południowej budowane są trzy takie bloki, a planowana jest budowa pięciu kolejnych. Jeśli chodzi o eksport realizacja dwublokowej elektrowni z reaktorami APR-1400 trwa w Abu Zabi (patrz wcześniejszy post).

2 komentarze:

  1. No... Korea Południowa w świetle tego, co się u nich dzieje z EJ nie jest chyba wymarzonym partnerem.
    http://czyczy.pl/jadrowa/korea-pd-problemow-elektrowni-jadrowych-ciag-dalszy/

    Gdzieś chyba o tym już wposminaliśmy.

    OdpowiedzUsuń
  2. A o tym planuję też napisać, tak naprawdę właśnie zbierałem materiały, kiedy wpadłem na koreański artykuł i dałem mu pierwszeństwo, ale o tej sprawie też będzie. Niemniej w skrócie - nie wyciągałbym za daleko idących wniosków.

    Po pierwsze zatem sprawa fałszerstw świadectw. O ile wiem tu doszło do podrobienia świadectw międzynarodowych instytucji klasyfikacyjnych. Tak więc problem nie jest stricte koreański i tak naprawdę może się przydarzyć każdemu. Po drugie weryfikacja dokumentacji to zadanie lokalnego nadzoru i inwestora. W Korei pewnie o to trudniej, szczególnie jak właścicielem i wykonawcą jest ta sama firma. Natomiast studium przypadku będzie w ZEA, bo tam klient jest zewnętrzny a teraz jest zasadniczo gwarantowane, że sprawdzi.

    Co do pęknięć - takie rzeczy się przytrafiają nie tylko koreańczykom, to po pierwsze. Po drugie dotyczą i tak innego typu reaktora, a to ma znaczenie. Czy to znaczy, że ich w oferowanym nam APR-1400 nie będzie? Nie wiadomo. Ale tak samo nie wiadomo czy takie problemy się nie pojawią w EPR-ach (bo nikt jeszcze z nimi nie ma doświadczenia). Ba, nawet jeśli wiadomo, że nie pojawiają się w ABWR-ach (bo to akurat póki co wiadomo), to nie znaczy, że ktoś nie może niewłaściwie wykonać elementów akurat do naszego reaktora. Może? Może, to tylko budowa dużej instalacji infrastrukturalnej, błędy się zdarzają. We Francji duży zestaw elementów obiegu pierwotnego dla EJ Olkiluoto poszedł do przetopienia, bo po wykonaniu nie spełnił norm. Mimo że wykonawca doświadczony jak mało który.

    Z drugiej strony Korea Południowa nie ma na koncie jakichś istotnych wpadek w dziedzinie bezpieczeństwa jądrowego, historia eksploatacji ich bloków jest raczej dobra (zarówno "ogólnie" jak i na tle konkurencji). Wychwycenie powyższych rzeczy na takim etapie, że nie mogły jeszcze spowodować istotnych problemów, raczej dobrze świadczy o ich podejściu do zagadnienia.

    A no i póki co budują raczej w terminach i budżecie, czego nie można powiedzieć o całej konkurencji.

    Przy tym chciałbym podkreślić jedną bardzo ważną rzecz. Absolutnie nie wierzę w możliwość zbudowania tak złożonego obiektu jak elektrownia jądrowa bez żadnych problemów natury formalnej i technicznej. To jest po prostu niemożliwe. Dotyczy to w zasadzie wdrażania każdego nowego projektu technicznego, co doskonale było ostatnio widać na przykładzie nowych lotowskich Boeingów. Opinia publiczna (która oczywiście u nas na lotnictwie zna się świetnie) już wieszała psy na władzach LOT-u oczywiście za kupienie "wersji beta samolotu", ale prawda jest taka, że pewne problemy wystąpić po prostu muszą. Z elektrownią jądrową będzie tak samo.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze na tym blogu są moderowane, dlatego nie będą publikowane automatycznie po wysłaniu. Komentarze odrzucane będą jednak tylko wtedy, gdy ich treść będzie obraźliwa lub będzie stanowiła naruszenie obowiązujących przepisów prawa. Zachęcam do dyskusji!